Witajcie,
Ojj długo zbierałam się do tej recenzji…
Jakiś czas temu
przyleciała do mnie przesyłka od sklepu bio-beauty,
w której znalazłam krem do twarzy Green People, mydełko i próbkę szamponu i
odżywki marki Speick. Ucieszyłam się jak nie wiem :-)
Krem – myślę sobie fajnie, przyda się na pewno, a i tubka
mała (25ml) więc w sam raz na poznanie właściwości kosmetyku. Mydełko? Leży.
Nie mogę znieść zapachu, bo przypomina mi zawieszki do szafy na mole. Próbki
jeszcze nie doczekały się użycia, ale i to nadrobię.
W każdym razie dziś mowa o nawilżającym kremie
witaminowym anti-age.
Właściwie to nie wiem, co o nim myśleć. Zacznę tak -
to nie jest produkt przeznaczony do mojej skóry więc tym bardziej trudno mi go
oceniać. Krem jest skierowany do cer normalnych, suchych i zmęczonych, podczas
gdy moja jest mieszana, trądzikowa i miejscami przesuszona. Ma przyjemną
konsystencję, niezbyt zwartą, ani lejącą, a zapach przypomina mi mieszankę
naparu z mięty i rumianku więc przyjemny, choć początkowo intensywny jak na mój
nos.
Krem w małej ilości pozostawia matowe wykończenie. W
większej także, choć ma się wtedy uczucie, że nie wsiąka, a jakby zasycha na
skórze i tworzy niezbyt przyjemną powłoczkę więc skóra nie jest „jedwabiście
gładka” jak napisano na opakowaniu. Niestety w dość krótkim czasie po nałożeniu moja cera
zaczynała się świecić i po prostu czułam, że jest jej za ciężko. Nie było mowy o
nakładaniu tego kremu pod filtr ani w ogóle na dzień. Na noc mam inne
smarowidło, ale stosowałam go regularnie zawsze po zmyciu filtra czy makijażu,
gdy wracałam do domu.
Powiem tak – krem ani się sprawdził, ani się nie sprawdził.
Skóra tłuściła się bardziej niż zwykle, a dodatkowego nawilżenia nie
doświadczyłam. Jednak, co ważne, nie spowodował żadnych negatywnych reakcji na
skórze w postaci wyprysków, dodatkowych wągrów itp. Nie podrażnił też oczu,
mimo że czasem nakładałam go i na powieki.
Nie chcę go skreślać, bo innym cerom mógłby przypaść do
gustu, ja jednak nie czuję się na tyle kompetentna żeby móc to oceniać. Wiem
natomiast, że mojej mieszanej buzi raczej średnio się spodobał.
Szkoda, bo
skład prezentuje się świetnie (m.in. wiesiołek, skwalan, awokado, zielona
herbata, jojoba, czy ekstrakt z rozmarynu) i oczywiście jest to produkt
naturalny, certyfikowany.
Zajrzyjcie na stronę bio-beauty,
może znajdziecie coś dla siebie. Warto zaryzykować, zwłaszcza, że dostawa jest
darmowa :-)
A może kojarzycie inne produkty Green People? Przyznam, że dotąd
znałam tę markę jedynie ze słyszenia.
Do przeczytania,
Stref.
ja kompletnie nie znam tej firmy, ale rozejrzę się na ich stronie internetowej ;)
OdpowiedzUsuńO Zielonych Ludziach w ogóle pierwsze słyszę :) trafiłaś na krem dla suchych/normalnych skór, a ja jak już dostanę jakąś próbkę w gratisie to zawsze jest to specyfik do skór z problemami :)
OdpowiedzUsuńTak to jest, ale nie wybrzydzam, bo w końcu wcale nie muszą nic dawać:)
UsuńCiekawe jakby się sprawdził na dobranej cerze. Dzięki za dobrą recenzje :)
OdpowiedzUsuńZaraz zapoznamy sie z ich ofertą:)
OdpowiedzUsuńMiałaś te saszetki Pachnąca Szafa? U nas na prawdę długo pachną i ubrania pachną tymi nutami zapachowymi, co saszetki:);)
absolutnie wcale nie znam tej firmy :)
OdpowiedzUsuńNie lubię kremów do twarzy po których skóra zaczyna się świecić :( Pierwszy raz widzę kosmetyk tej firmy :)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie na news :*
Nie miałam kosmetyków z tej firmy ;)
OdpowiedzUsuńfajnie jest testowac malo znane kosmetyki
OdpowiedzUsuń