Witajcie,
Dziś co nieco o maskach algowych.
Początkowo alg używałam
jedynie „czystych”, niezbyt ładnie pachnących, jak spirulina – której jednak
zapach mi nie przeszkadza, czy brunatne – które śmierdzą rybami. Po pierwsze
używałam ich dlatego, że działały rewelacyjnie, a po drugie, że po prostu były
tańsze niż plastyczne maski gabinetowe.
Obecnie wróciłam jedynie do spiruliny, z powodu znośniejszego zapachu
właśnie.
Pewnego razu postanowiłam zrobić sobie prezent i
kupiłam najtańszą, zastygającą maskę algową, jaką akurat dostałam w sklepie,
mianowicie nawilżającą, arbuzowo-melonową Apisu z serii Professional. Kubełek
miał 250g i kosztował 55zł.
Mogę zaryzykować stwierdzenie, że kto raz
doświadczył dobrodziejstwa masek algowych, czy to w salonie, czy w domu, już
zawsze będzie chciał do nich wracać :-)
Maseczka pachnie pięknie, naprawdę arbuzem i melonem. Jest
biała, jednak w połączeniu z wodą robi się jasnoróżowa, a w masie pojawiają się
jakby ciemnoróżowe plamki. Nie są to grudki, po prostu coś takiego się robi,
ale nie wiem, jaki składnik jest za to odpowiedzialny.
Zanim skończyłam jedną, to już druga maseczka przyszła do mnie jako uzupełnienie w worku
strunowym, gdyż nie chciałam kolejnego słoja, bo i gdzie to trzymać. Wyszło też
nieco taniej, ale i proszku było o 50 g mniej. W każdym razie jest to wersja
przeciwzmarszczkowa z błotem morza martwego, ekstraktem z daktyli i aloesu oraz
ceramidami. Pachnie bardzo delikatnie, nie tak
jak jej poprzedniczka i po dodaniu wody robi się nieco zielonkawa. Tym razem
również pojawiają się drobinki, ale jest ich więcej i są ciemne.
Osobiście nie widzę różnicy między działaniem tego typu
masek, bez względu na to, jakie mają składniki. Różnią się jedynie kolorami,
zapachem i konsystencją.
Pierwsza rozrabia się gładko, bez grudek i bez problemów.
Jest też bardziej lejąca. Druga z kolei przy tych samych proporcjach jest
jednak bardziej zbita, gęstsza, przez co nie spływa tak bardzo i szybciej
zastyga. Ogólnie przy tego typu maskach trzeba pracować szybko, ale wersja
daktylowa wymaga szczególnej uwagi. Właśnie ze względu na tężenie nie porobiłam
zdjęć w „fazie przygotowania”…
Możecie za to zobaczyć formę po zdjęciu masek:
Mi na jeden raz starczają 3 łyżeczki. Moim zdaniem nie
należy sugerować się zbytnio proporcjami z opakowania. Gdybym za każdym razem
dawała 15g proszku, to maska nie byłaby tak wydajna. Po prostu potrzebuję mniej
niż podano więc nie widzę sensu kłaść grubszej warstwy.
Przed maską robię przeważnie peeling kawitacyjny, o którym
pisałam tutaj.
Później kładę zwykle jakieś serum lub mieszankę sporządzoną „na dłoni” z
różnych półproduktów. Masę natomiast nakładam szpatułką, ni to plastikową, ni
to gumową – nie wiem, w każdym razie się wygina :-)
Ściągam po 15-20min. Nieraz schodzi cała, czasem w płatach i
przeważnie przylepi się coś do włosów na skroni więc płynem micelarnym trzeba
to domyć.
Uwaga za ubrania! Jeśli kapnie Wam w trakcie nakładania, to
może być problem ze zmyciem, zwłaszcza, jeśli materiał nie jest gładki (wiem,
co mówię, załatwiłam sobie w ten sposób jeden sweter). Dlatego mam ręcznik,
którym okrywam się jak wielkim śliniaczkiem :-p
Maski algowe uratowały mnie po zabiegach kwasowych, po
podrażnieniach (np. spowodowanych olejem z pietruszki, który nagle zrobił mi
ogień na twarzy, mimo że już wcześniej go używałam), czy ostrzejszych peelingach korundem. Przepięknie wygładzają,
rozświetlają i koją cerę. Mają też nieocenione właściwości chłodzące,
nawilżające i rozluźniające mięśnie. Jako że mam głupi nawyk marszczenia brwi,
to naprawdę widzę różnicę. Buzia wygląda na wypoczętą i świeżą.Dodatkowo nasycają cerę dobroczynnymi składnikami i transportują substancje odżywcze wgłąb skóry, dlatego warto nałożyć wcześniej serum.
Stosujecie? Może polecacie jakieś maski w korzystnym
stosunku ilości do ceny?
Do przeczytania,
Stref.
ja neistety nie stosuje jestem leniwa w stosunku do maseczek:)
OdpowiedzUsuńBardzo kusząca ta maseczka :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam maseczki algowe :)
OdpowiedzUsuńwiele o niej czytałam:D muszę w koncu zakupić:D
OdpowiedzUsuńNIgdy nie miałam styczności z maskami algowymi. Wstyd :D A same dobre rzeczy. Aż bym sobie spróbowała ;)
OdpowiedzUsuńja też się marszczę :) muszę w końcu wypróbować te algi :)
OdpowiedzUsuńjuż dawno obiecałam sobie, że gdy wykończę woje maski algowe z Bielendy, to wtedy sięgnę po te z Apisu
OdpowiedzUsuńMam w sklepiku obok produkty Apisa, ceny trocha wysokie, ale składy mają świetne, tej maski wśród ich nie ma, a po ile lubię algi, to chętnie skusze się na takową ;)
OdpowiedzUsuńPrzydałaby się nam :)
OdpowiedzUsuńZ tej marki mieliśmy jakieś próbki.... ale ogólnie asortymentu nie znamy.
MAski bardzo lubimy stosować, szczególnie oczyszczające.
Sama szukam maski, która porządnie nawilży moją twarz...
OdpowiedzUsuńJa stosowałam maski algowe z Organique, ale zupełnie nie opłaca się ich kupować - na moją cerę działają doskonale i, pomijając algi w gabinecie, to dzięki tym z Organique zaczęłam interesować się tematem. Mam zamiar wypróbować któreś z Bielendy, bo wiele dobrego o nich czytałam :)
OdpowiedzUsuńZapraszamy serdecznie na kreatywny koncert z atrakcyjnymi nagrodami!!
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałam masek algowych, ale kuszą mnie bardzo :)
OdpowiedzUsuń