Postanowiłam, że ostatni w tym roku post poświęcę nie na podsumowania i postanowienia (bo staram się takich unikać), ale na pokazanie Wam krótko moich 'tanich przyjemniaczków' - szminek z Essence.
Mam dwa odcienie: All about cupcake i In the nude.
Btw lubię takie fikuśne nazwy szminek i cieni :-)
Pomadki są dość miękkie, ale nie łamią się, nawet mimo częstego używania i ciągłych podróży.
Krycie porównywalne do ceny - za 8,90zł (czy coś w tych granicach) nie ma szału. Przeważnie kładę dwie warstwy. Kolor złazi u mnie szybko i nierównomiernie niestety...
Poniżej jedno maźnięcie, efekt można stopniować, ale zawsze pozostanie dość delikatny:
Ale i tak je lubię!
Są akurat na wyjścia na zakupy, gdzie gadać nie trzeba, jeść też niekoniecznie, więc w takich sytuacjach sprawdzają się fajnie.
Poza tym efekt na ustach jest subtelny, a taki właśnie lubię. Choć przyznam, że rozglądam się teraz za czymś trwalszym, najwyższa pora zainwestować w coś na lepsze okazje.
Pomadki ładnie pachną, opakowanie mimo niezbyt 'ciasnego' zamknięcia nie otwiera się w torebce i nie zacina w żaden sposób.
Jak tylko je wykończę, to oprócz czegoś trwalszego o czym już wspomniałam, wezmę z tańszej półki na pewno Wibo, bo pozytywnie głośno o nich ostatnio i chyba czas przekonać się o tym na własnych ustach :-)
Miałyście? Możecie polecić jeszcze jakieś dobre, niedrogie szminki?
Do przeczytania,
Stref.