30 października 2012

Wyniki rozdania!

Dziewczyny!

Dziękuję Wam bardzo za udział w moim pierwszym konkursie! Naprawdę się cieszę, zwłaszcza, że myślałam, że nie będzie odzewu.

Dziękuję oczywiście za pomysły, widzę, że część z Was nieźle główkowała :-) Jak to zawsze bywa, jedne nazwy podobały mi się mniej, drugie bardziej. Część z nich widziałabym jako nagłówki na innych blogach, ale u mnie stawiam na łatwe i możliwe do skojarzenia rozwiązania - nie bez powodu bywają najtrudniejsze do wpadnięcia, ale są genialne w swojej prostocie.

Dobra, wiem, przynudzam więc do rzeczy :




Nagrodę zgarnia Serenitka B za nazwę "Misja: Makijaż"

Wiecie, trafiła w sedno - nakładanie czegokolwiek na oczy (no, może oprócz tuszu), to w moim przypadku wyzwanie rosnące do rangi misji. Czasami nazwałaby to mission impossible, bo powiedzmy delikatnie, że malowanie oczu sprowadza się u mnie do minimum, ze względu na moje beztalencie w tej kwestii i poczucie, że wyglądam z cieniem na powiece po prostu śmiesznie... A w tutorialach wszystko tak łatwo i pięknie na kimś wygląda, ech :-)

Pewnie zobaczycie niedługo nazwę podstrefy w powyższej lub może ciut zmodyfikowanej postaci, w każdym razie gratuluję zwyciężczyni i zaraz ślę maila! Może uda mi się dorzucić do paczki jakieś próbki w ramach mini niespodzianki :-)

Dziękuję raz jeszcze wszystkim za udział, mam nadzieję, że do przeczytania nie tylko przy następnym rozdaniu :-)


Pozdrawiam Was ciepło w ten zimny wieczór,

Stref.

29 października 2012

Gadżet jak nic!

Pora na gadżet - niezbędnik. Jest mały, prosty, typowo do torebki i praktyczny. Na pewno część z Was już się z dzisiejszym bohaterem spotkała.

Mowa o mini zestawie do mycia zębów Jordan Go. Naprawdę to małe, plastikowe etui/opakowanie - jak zwał, tak zwał - pozwala wygospodarować trochę wolnego miejsca w kosmetyczce, torebce, czy też ogólnie w bagażu :-) Oczywiście nadaje się także np. do pracy, ja jednak oszczędzam mój okaz i zabieram tylko na parodniowe wyjazdy.




Jak widać opakowanie jest bardzo ładne, dostępne zresztą w różnych wersjach kolorystycznych. Miałam też niebieską oraz czarną z jakby płomieniami sugerującymi, że niby z przeznaczeniem dla facetów:-)

Etui ma podnoszone wieczko. W środku znajdziemy małą, składaną szczoteczkę, oraz wkład ze skoncentrowaną pastą do zębów, którą wysuwamy widocznym na zdjęciu suwakiem.
Z ilością pasty nie poszalejemy - to uwaga dla tych, którzy lubią dużo na szczoteczkę nałożyć. Ale jest rzeczywiście skoncentrowana, ma postać jakby żelu i starcza na dłużej niż mogłoby się wydawać.

W zestawie mamy też zapas pasty więc zużyty wkład możemy będąc w potrzebie wymienić. Szkoda tylko, że nie widziałam tych zapasów do kupienia oddzielnie...
Jeśli nie chcemy ubrudzić pudełka od wewnątrz, to trzeba uważać, bo po wyciśnięciu potrzebnej ilości pasty trochę jeszcze jej zawsze wychodzi samo, ale to chyba nie jest większy problem, bo albo dokładamy to na szczoteczkę, albo szybko wieczko zamykamy i spokój.

Gdy suwak dobije do góry, to wcale nie znaczy, że pasty już nie ma. Wystarczy przesunąć nim parę razy w górę i w dół i da się coś jeszcze wykrzesać:-)

Szczoteczka jest oczywiście mała, na moje dziąsło mogę powiedzieć, że średnio twarda (nie pamiętam czy na opakowaniu była taka informacja) i nie składa się w trakcie mycia. Wiadomo, że nie na co dzień, bo nie doczyści tak jak normalna (przynajmniej w tym samym czasie szczotkowania), ale w warunkach polowych, podróżnych i nieprzewidywalnych się sprawdza:-)




Zapomniałam uchwycić tego na zdjęciu, ale na dole, dopiero po jakimś czasie użytkowania odkryłam takie białe wysuwane 'coś', co okazało się być wykałaczką, także gdyby nie brak zbiorniczka na płyn do płukania ust i kawałka wysuwanej nitki dentystycznej, to można by powiedzieć, że jest to gadżet prawie godny Bonda :-P

Niestety nie powiem Wam za ile i gdzie kupiłam, bo wszystkie zestawy dostałam. Na dozie widziałam jednak za 18,90zł, ale wiem, że moje były z promocji więc na pewno taniej też można dostać.

Znacie?



Do przeczytania,

Stref.




22 października 2012

Nie tylko dla dzieci



Niby nic, a potrafi umilić nawet najkrótszy prysznic. Mowa o żelu dla dzieci Dulgon, a właściwie dwóch, których używam na zmianę. 

Gdzie:          drogerie Aster
Za ile:          chyba niecałe 6zł
Ilość:           250ml
Producent:   Mann&Schröder




Jeden przed wyjazdem zgarnęłam z półki ze względu na dość małą i poręczną butelkę, która akurat mieściła mi się do kosmetyczki. Drugi kupiłam na zapas :-)

Oba pachną moim zdaniem bardzo apetycznie!

Pierwszy (przeznaczony dla chłopców) – bananowy – zapach przypomina mi kaszkę bananową, bardzo apetyczny, nawet nie kojarzy mi się jakoś sztucznie.

Drugi (przeznaczony dla dziewczynek) – malinowy – może troszkę mniej ‘naturalny’, ale jednak nie nachalny i nadal przyjemny.

Składy są proste, właściwie to żadnych specjalnych dodatków w nich nie ma (choć jest alantoina), co w sumie mi nie przeszkadza, bo nie oczekuję od żelu pod prysznic niczego więcej oprócz mycia i niewysuszania skóry. Do pielęgnacji mam balsamy, których i tak używam sporadycznie i ubolewam nad moim lenistwem...




Żele są przezroczyste, z lekkim tylko zabarwieniem. Pienią się delikatnie, nie wysuszają, nie podrażniają. Wypróbowane też na maluchach – dzieciaki były zachwycone nawet minimalistycznym obrazkiem na etykiecie, niby-bąbelkami na butelce, o zapachu już nie wspominając. 




Wprawdzie kolorowa etykieta odkleja się po bokach po paru myciach, ale mnie jako dużej już dziewczynce to nie przeszkadza :-)

Widziałam też szampony z tej serii, bodajże w żółtych i zielonych opakowaniach i kto wie, pewnie kiedyś wypróbuję.


Znacie?


Do przeczytania,

Stref.

15 października 2012

Maź idealna, czyli Savon Noir w akcji



Dziś część druga wpisu o naturalnych mydłach. 

Jak ostatnio wspomniałam, mowa będzie o czarnym mydle peelingującym Savon Noir
Po tytule już wiecie, jakiej oceny się spodziewać :-) Nie bez powodu ‘zahitowałam’ to mydło, ale po kolei.

Podobnie jak poprzednio opisywany Sultan (recenzja), Savon Noir jest naturalnym syryjskim mydłem z Aleppo.



O produkcie:

Czarne mydło to naturalne mydło roślinne bogate w witaminę E. Mydło to jest odpowiednie do każdego typu skóry, nawet skłonnej do alergii. Polecane do peelingu enzymatycznego twarzy i ciała. Doskonale oczyszcza skórę z martwych komórek, toksyn oraz zanieczyszczeń. Ze względu na wysoką zawartość witaminy E wykazuje silne działanie przeciwzmarszczkowe.

Właściwości Savon noir :
  • nie podrażnia nawet bardzo wrażliwej i naczynkowej cery,
  • nie wysusza nawet bardzo suchej skóry, nawilża,
  • działa jak peeling enzymatyczny,
  • polecane do kąpieli niemowląt i dzieci,
  • działa przeciwzmarszczkowo - ze względu na dużą zawartość witaminy E,
  • nie przetłuszcza skóry tłustej. (źródło)

Składniki, z wyjątkiem ostatniego, są takie same jak w poprzednim mydle:

Oliwa z oliwek,
Olej laurowy,
Woda,
Wodorotlenek potasu

I właśnie ze względu na to podobieństwo zastanawiam się, czemu u licha Sultan szału nie zrobił, a tu mam coś, co moja skóra wręcz uwielbia?

Forma mydła odpowiada mi zdecydowanie bardziej. Produkt przychodzi w plastikowym słoiczku i ma postać baaardzo gęstej, glutowatej, ale nie klejącej mazi. ‘Savon noire’ znaczy po prostu ‘ciemne/czarne mydło’ i takie też oczywiście jest. Jakby ciemnozielono-brązowe.



Pachnie inaczej niż Alepp 16%, wrażliwsze nosy mogą trochę protestować, ale co ważne, zapach nie jest nachalny i da się przeżyć :-) Podobno pachnie oliwkami, ale ja nic takiego nie wyczuwam…

Jak na mydło i produkt uniwersalny przystało, nadaje się do całego ciała
Można je stosować razem z rękawicą do masażu, jednak przy tej pojemności, którą posiadam i przy tym jak sprawdza się na twarzy, żal próbować mi na ciało – od tego mam peeling kawowy i  żele pod prysznic.

Skoro ‘mydło peelingujące’, to można by pomyśleć, że ma jakieś drobinki. Otóż nie ma, ale fanek złuszczania enzymatycznego nie trzeba przekonywać, że i tak działa. W związku z tym nadaje się świetnie dla cer naczynkowych, z tendencją do rumienia – wygładzi buzię bez obaw o podrażnienia. 

Właśnie! Wygładzenie to słowo klucz. Wierzcie lub nie, ale nic, co nie zawiera drobinek, absolutnie nigdy nie dało u mnie takiego efektu jak to mydło. 

Nie wiem jak to opisać, ale skóra jest po użyciu:

  • jakby zliftingowana -nie jest to jednak wynik ściągnięcia, po prostu buzia jest ładnie napięta i nawilżona (choć krem i tak nakładam), 
  • rozjaśniona, 
  • wygładzona, 
  • bez suchych skórek,
  • ukojona i ciągle chce się jej dotykać!

Mazi używam raz w tygodniu, ale sobie nie żałuję. 
Nakładam dość grubą warstwę na spryskaną wodą termalną twarz. 

Uwaga niecierpliwe: trzeba się trochę nabiedzić, żeby w miarę pokryć tym glutkiem twarz, bo o równomiernym rozsmarowaniu można zapomnieć. To najbardziej mnie zdziwiło jak zobaczyłam pierwszy raz owe mydło. Myślałam, że konsystencja będzie bardziej błotkowata.

Tak przygotowaną twarz (o ile można to tak nazwać) masuję mokrymi dłońmi. Maźka zmienia się w jasnozieloną emulsję, która już bardziej przypomina konsystencję maseczki. I tak chodzę z 15 min, po czym uzbrajam się w mocno zaciśnięte powieki, odrobinę cierpliwości i zmywam. Jeśli jak ja macie problem ze zmyciem glinki, będziecie wiedzieć mniej więcej jak opornie takie zmywanie solidnej warstwy Savon noir wygląda. No i, jak już wspomniałam, uwaga na oczy – piecze diabelnie.

W mocno rozcieńczonej wersji pianka, czy też emulsja jest prawie niewidoczna:


Przed aplikacją nie myłam włosów i zauważyłam, że na pasmach przy skroniach w trakcie zmywania została pianka – po wysuszeniu widać było, że włosy w tym miejscu są czystsze i na pewno nieprzetłuszczone tak jak reszta. Ale tu znowu nie odważyłabym się nałożyć na długość.

Produkt jest wydajny jeśli stosujemy tylko na twarz czy dłonie. Nie wiem jak w przypadku peelingu całego ciała.

Podsumowując, warto pokombinować z nakładaniem, warto zignorować zapach, pieczenie oczu i dość długi czas zmywania. Efekt po użyciu trzyma się u mnie kilka godzin, co oceniam na plus, bo niewiele produktów sprawdza się równie dobrze, więc przed wyjściami jak znalazł.

Mydło dość specyficzne, ale polecam, jeśli nie próbowałyście:-)


Gdzie:        helfy.pl
Za ile:        19zł
Ilość:         150 g
Producent: Royal Alepp



Do przeczytania,

Stref.

10 października 2012

Mydło? Poproszę :)



Będzie o mydłach, ale nie byle jakich !

Poniżej mowa o jednym z dwóch mydeł arabskich Royal Alepp, które posiadam. 
Miało być w jednej recenzji, ale wyszłoby zdecydowanie za długo. O drugim z nich napiszę więc następnym razem.

Oliwkowo-laurowe Aleppo 16% SULTAN 
Znane już chyba większości z Was, a przynajmniej zasłyszane, tradycyjne syryjskie mydło o niezmiennej i niezawodnej recepturze. Dostępne z różną zawartością oleju laurowego – nie wiedząc na co się zdecydować, wybrałam opcję pośrednią między 3% a 40%.

O produkcie:

Naturalne mydło z Aleppo ma wszechstronne zastosowanie: do twarzy, całego ciała i do włosów. Doskonale nadaje się do codziennej pielęgnacji ciała, może być także używane jako szampon lub delikatna pianka do golenia.
  • Nadaje się do każdego typu skóry, nawet dla alergicznej i dzieci,
  • Przywraca naturalna równowagę lipidową skóry,
  • Zawiera wyłącznie naturalne składniki pochodzenia roślinnego,
  • Działa antyseptycznie, ułatwia gojenie się ran,
  • Pomaga w walce z trądzikiem i łupieżem,
  • Wytwarzane od wieków według niezmiennej receptury,
  • Nie wysusza, pozostawia skórę nawilżoną i delikatną. (źródło)
 


Skład rzeczywiście jest krótki i tradycyjny, co świetnie pokazuje, że najprostsze rozwiązania sprawdzają się często najlepiej:

Oliwa z oliwek – pełna witamin, antyoksydantów, ma właściwości przeciwzapalne i łagodzące,
Olej laurowy (16%) – z liści wawrzynu szlachetnego, uznawany głównie za swoje właściwości antyseptyczne, przeciwtrądzikowe,
Woda,
Wodorotlenek sodu – krótko mówiąc nadaje właściwości myjące.

Od zawsze wiedziałam, że nie przepadam za mydłami w kostce, ale nie mogłam nie wypróbować. 

Dlaczego nie przepadam? Bo:

 a) rozjeżdżają się, krótko mówiąc, robi się z nich ciapa;  
 b) nie lubię, że trzeba ich za każdym razem dotykać mniej lub bardziej czystymi rękoma.

Problem ten próbowałam rozwiązać cięciem mydła na mniejsze kawałki, co okazało się trudniejszą sprawą niż myślałam. Kostka jest tak twarda, że ledwo udało mi się odkroić mniejsze części, ale dzięki temu od razu odkryłam, że mydło ma ładny kolor w środku :-)  



Kupiłam je z przeznaczeniem do mycia twarzy – sprawdza się świetnie, skóra po użyciu jest czyściutka, zero śladu makijażu, czy filtra. Przy aktywnym trądziku zapobiega jego rozsiewaniu po twarzy. 

Ale uwaga na oczy! Przez przypadek dostała mi się do oka odrobina wody przy zmywaniu i szczypało nieziemsko, co ponoć jest normalne przy większości naturalnych mydeł, a przynajmniej tak słyszałam. 

Cera nie dość, że czysta, to i odkażona, gładka, długo pozostaje matowa, ale niestety u mnie bez kremu już po chwili od mycia się nie obejdzie –nie wysusza tylko lekko ściąga, ale u mnie to normalka, bez względu na użyty produkt.

Jednak ze względu na moje „nie przepadanie” za kostkami, ta forma (mimo fajnego działania) była dla mnie nie do przeskoczenia. Skończyło się na używaniu jako pianka do golenia nóg, gdyż tych sklepowych nie znoszę i nie używam. Sprawdza się i tu, a przy okazji dezynfekuje skórę. 

Część mydła wylądowała u osoby z problemami skórnymi na dłoniach i wiem, że sobie chwali – zmiany się nie pogorszyły, nie pieką tak bardzo, a skóra jest ukojona.




Nie odważyłam się póki co na użycie Sultana do skóry głowy, bo czuję, że będzie problem z aplikacją i w ogóle z takim myciem, ale wszystko przede mną.

Co do zapachu, to jest średnio przyjemny, właściwie to mi nie odpowiada, ale na szczęście nie jest nachalny. Niestety nie umiem go do niczego przyrównać… Dlatego ciała myć nim nie będę, bo lubię ładny zapach pod prysznicem.

W połączeniu z wodą mydło tworzy delikatną piankę.


 

Ogólnie mogę śmiało polecić Aleppo wszystkim, którzy szukają łagodnego, naturalnego produktu do mycia, a w szczególności osobom z problemami skórnymi. 


Gdzie:            http://www.helfy.pl/
Za ile:            19zł
Ilość:             200g
Producent:     Royal Alepp


O moim drugim nabytku z Royal Alepp – czarnym mydle peelingującym - już niedługo :-)



Do przeczytania,
Stref.

08 października 2012

Ulubione płatki



Dziś krótko, ale chciałabym się podzielić moim ostatnim, prostym odkryciem – szukajcie a znajdziecie, ale żałuję, że nie trafiłam na nie wcześniej.

Mam na myśli płatki kosmetyczne.

Ile się nazłościłam zawsze, gdy poprzednie mi się rozdwajały i były po prostu za grube, a czasami zostawiały te dziwne kłaczki na rzęsach- koszmar!  Niby to też była bawełna i też polski producent, a jednak jaka różnica. Inne z kolei podrażniały mi skórę i tak w kółko…

Mój nowy zakup to płatki Tami.cienkie, delikatne, a brzegi są jakoś tak zmocowane, że się nie rozdwajają. Że też dopiero teraz na nie trafiłam.




Od producenta na opakowaniu:
Bawełniane płatki kosmetyczne Tami przeznaczone są do codziennej kosmetyki i pielęgnacji skóry . Innowacyjna struktura płatka pozwala na skuteczne i łagodne oczyszczanie. Płatek nie rozwarstwia się i nie pozostawia włókien. Produkt posiada atest PZH. Zewnętrzne warstwy płatków wykonane w 100% z bawełny. Termin przydatności do użycia- 5 lat od daty produkcji.”
 
Prawda :-)






  • Gdzie:   w drogerii Schlecker
  • Za ile:   nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że około 2-3zł w zależności od wielkości     opakowania
  • Ilość:   120szt.
  • Firma:  EcoWipes


Macie swoje ulubione, czy nie przywiązujecie do tego wagi?


Do przeczytania,
 
Stref.