Witajcie,
Jestem z siebie dumna, bo tylko jeden produkt jest
nadprogramowy :-) Twarda byłam i nieugięta, choć z trudem odmówiłam sobie
koralowego różu z Essence, który uśmiechał się do mnie pięknie z półki. Kto
wie, czy po niego nie wrócę, a niech to!
Z racji kończącego się już filtra z Vichy, z myślą o jesieni
kupiłam na azjatyckim bazarze krem z niższym faktorem. Uzbierał bardzo dobre
recenzje i jest po prostu dużo tańszy! Kosztuje 28zł, co jest bardzo niską ceną
jak na filtr do twarzy. Mowa o It’s skin UV Away Mild Sun Block. Przy okazji
wzięłam do koszyka upatrzone już jakiś czas temu próbki kremów BB, ale nie będę
tu o nich pisać, bo zasługują na oddzielną notkę. Wybrałam jasne odcienie i
jestem w trakcie testów. Jako gratis dostałam maseczkę My Beauty Diary – wersja
z czerwonym winem i z jagodami o ile się nie mylę.
Przy okazji zakupów na doz.pl kupiłam osławiony krem
antyseptyczny Himalaya (ok. 5zł). Jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi.
Dalej już typowo drogeryjne zakupy. Z szafki Essence
wybrałam mały pędzel do różu (12zł), czarną kredkę (4zł) i skuszona wyglądem –
rozświetlacz w kulkach (14zł). Nie dość, że opakowanie smakowite, to i kuleczki
tak ładnie się mieniły (czego oczywiście na zdjęciu nie widać), że nie mogłam się oprzeć :-) Właściwie to nigdy nie
miałam typowego produktu rozświetlającego więc czas najwyższy spróbować!
Póki co to wszystkie zdobycze. Czaję się jeszcze na gąbeczkę-podróbkę beauty blendera, ale jeszcze trochę poczekam, może mi chęć przejdzie :-)
P.S. Mam ostatnio problem z bloggerem, wchodzę na Wasze
blogi i za każdym razem jak chcę skomentować, to jakby mnie „wyrzuca” ze strony…
Może to problem z komputerem? Miałyście tak kiedyś?
Do przeczytania,
Stref.