27 kwietnia 2013

Szybko, tanio i profesjonalnie. Dla włosów :-)




Witajcie,

Nie wiem jak to jest u Was, ale ja mam tak, że gdy tylko robi się cieplej (no, może pomijając dzień dzisiejszy, bo ledwo 9 stopni i chłód), to od razu nabieram chęci, żeby bardziej zadbać o siebie. Szczerze mówiąc w chłodniejsze pory roku jakoś obojętnieję, co oczywiście nie znaczy, że się zapuszczam, skrajności nie ma :-p Ciągle walczę o ładne włosy, choć do włosomaniaczki mi daleko, a i za samym tym słowem nie przepadam… Dziś będzie o masce – taniej, dobrej i wydajnej.

Po NaturVital (recenzja) postanowiłam sięgnąć po coś innego, bo nawet jeśli już znajdę włosowego faworyta, to i tak długo mu wierna nie jestem i w końcu dostarczam włosom nowych wrażeń na drodze ku poszukiwaniu ideału :-)

Nie jest to żadna nowość, na pewno słyszałyście o tej masce lub ją miałyście. Mowa o Repair&Shine Sleek Line firmy Stapiz, czyli masce regenerującej z jedwabiem i olejem z pestek słonecznika, choć w składzie znajdziemy i inne dobrodziejstwa.




Kupiłam ją zachęcona właśnie składem (silikony w maskach nie zawsze mi przeszkadzają, ale parabeny mogli sobie darować, mimo że już nie kombinuję i nie nakładam tego typu produktów na skórę głowy) oraz ceną, bo za 250ml zapłaciłam koło 10zł. Oczywiście bardziej opłaca się kupić większą wersję, ale ja lubię próbować nowe produkty, a poza tym nie mam po prostu gdzie trzymać wielkiego słoja.

Skład:

Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimmonium Chloride, Isopropyl Myristate, Halianthus Annuus, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Hydrolyzed Silk, Butylene Glycol, Malic Acid, Prunus Amygdalus Dulcis Seed Extract, Actinidia Chinensis Fruit Juice, Citrus Aurantium Dulcis Fruit Juice, Citrus Paradisi Fruit Juice, Pyrus Malus Fruit Juice, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Eugenol, Hexyl Cinnamal, Linalool, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylaraben

Maska pachnie jakby gumą do żucia dla dzieci, ma przyjemną, kremowo-żelową konsystencję, przez co łatwo jest ją rozprowadzić  równomiernie na włosach. Nie obciąża, nie plącze, nie puszy, pięknie wygładza i nabłyszcza. Włosy są jakby grubsze i zdrowsze, ale niestety tylko do kolejnego mycia, czyli w moim przypadku trwa to 1 dzień :-/ Mimo to bardzo ją lubiłam. Obecnie słoiczek jest już pusty więc pewnie zabiorę się za rosyjskie. 



U mnie kompletnie nie sprawdziła się kładziona na dłużej niż 10 min. Optymalnie było 5min podczas prysznica więc mniej więcej tak, jak zaleca producent. Parę razy jednak zostawiłam na około kwadrans i efekt był okropny – włosy totalnie matowe i bez życia. Dla mnie to i lepiej, że rezultaty widać po tak krótkim czasie, bo nie należę do osób, które lubią latać z turbanem na głowie przez pół godziny i po prostu bardzo rzadko tak robię. 
Nawet moje mega suche i odbarwione pasma przy twarzy wyglądają lepiej! Moim zdaniem ta maska to szybkie S.O.S. dla włosów, które rzeczywiście potrzebują regeneracji, np. przed jakimiś wyjściami, czy po prostu zwykłą wizytą u znajomych, gdy chcemy ładnie wyglądać :-) Co jeszcze ważne, to umiar. Nałożona grubą warstwą (a tak lubię nakładać), daje taki sam beznadziejny efekt, jak pisałam wyżej. Dlatego w tym przypadku mniej znaczy więcej i przez to maska, dla mojej długości lekko za ramiona, jest naprawdę wydajna.



Swój słoiczek kupiłam w hurtowni kosmetycznej, ale widziałam też u niektórych fryzjerów i w Hebe.


Znacie to cudo?


Do przeczytania,

Stref.

20 kwietnia 2013

Uchwycone - dziś i niegdyś :-)


Witajcie,

Rzadko zdarza się, że mam dzień wolny na łażenie po sklepach (choćby i bezcelowe, ale nie w tym przypadku :-) ), czy wyjście na dłuższy spacer. Wreszcie się udało!
Wiem, że większość z Was lubi takie posty, ja również, dlatego dziś wyjątkowo parę zdjęć, którymi chciałabym się podzielić. Miłego oglądania :-)


Oprócz błękitnego nieba...

Czekam na jedzonko.

A po obiedzie...Mniam!

 Mój wiercący się model :-)

Jeszcze wczoraj twierdziłam, że mam za dużo lakierów. Nadal tak twierdzę, ale musiałam :-p

Wibo, już mi się podoba! Na zdjęciu dwie warstwy. Ma fajne kolorowe drobinki, ale mój aparat nijak tego nie łapie.

A propos poprzedniej notki :-)

Moje ukochane opaski

Powiedz: "cheeeese"! Wspomnienie z wakacji :-)




Do przeczytania,

Stref.

18 kwietnia 2013

Ulubione, świeże zapachy na wiosnę/lato


Witajcie!

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam owoce. Nie tylko te do jedzenia :-) Bardzo lubię czuć na sobie ich zapach. Ogólnie gustuję w świeżych i owocowych nutach.
Jak tylko wylazło słońce, to od razu przypomniałam sobie, że planowałam zrobić podobną notkę. I oto jest!

Wiadomo, że zapach jest kwestią subiektywną. Bywa (i to często), że różne osoby odbierają ten sam zapach inaczej, dlatego postaram się nie opisywać, co mój nos wyczuwa, ale ogólnie, jakie wonie dany flakonik ma w sobie :-)

Kolejność jest przypadkowa:


Yves Rocher, woda kolońska o zapachu werbeny, 75zł/125ml (obecnie widziałam w promocji na stronie YR)


Cudowny, świeży i przepysznie cytrusowy! Kocham tą wodę, choć jest bardzo nietrwała... Pachnie typową cytrynką, ponoć z dodatkiem piżma, ale mój nos tego nie łapie :-) Miałam też żel pod prysznic z tej serii i kąpiel była prawdziwym, przyjemnym orzeźwieniem. Znacie jakiś trwalszy odpowiednik w tym zapachu? Czytałam u kogoś, że DKNY ma werbenę, miał ktoś?


Yves Rocher, woda toaletowa o zapachu mango, 19,90zł/20ml


Po prostu mango :-) Bardzo słodki zapach i zdziwiłam się, bo nawet trwały. Świetna mała buteleczka, w sam raz do torebki, a i cena nie przeraża. Strasznie żałuję, że nie złapałam wersji mango z marakują... Teraz pewnie skuszę się na brzoskwinie lub malinę, nie wiem, ale jutro planuję szturm na sklep YR.


Puma Animagical, woda toaletowa, ok.50zł/40ml



Nuty zapachowe:
nuta głowy: różowy greipfrut, limonka
nuta serca: papaja, frezja, lilia wodna
nuta bazy: czekolada, drewno

Niby owocowy, ale nie do końca, bo jednak da się wyczuć te kwiatki. Świeży, ale to nie było to, czego oczekiwałam (dostałam w prezencie). Lubiłam go, choć pod koniec tęskniłam już za czymś lżejszym. Trwałość jest pomiędzy werbeną a mango, czyli średnia i szału nie robi.


United Colors of Benetton, woda toaletowa Energy Woman, 69,99zł/50ml (dorwałam w SP za 29,99)


Baaardzo lubię! Owocowo-kwiatowy zapach, w dodatku trwały, długo go czuć i mnie nie męczy.

Nuty:
nuta głowy: grapefruit, brzoskwinia , czerwona porzeczka
nuta serca: patchouli, piwonia, konwalia, róża
nuta bazy: drzewo sandałowe, ambra, wanilia


 United Colors of Benetton, woda toaletowa Essence of Woman, 49,99zł/30ml (też z promocji za 25,99zł)


Zgrabna kolorowa buteleczka, piękny babski zapach, z tym że może bardziej kwiatowy niż u poprzedniczki, ale nie przeszkadza mi to tak jak w przypadku Pumy. No i trwały biorąc pod uwagę, że to woda toaletowa.
Nuty:
nuta głowy: brzoskwinia, pomarańcza, bergamotka
nuta serca: frezja, jaśmin, róża
nuta bazy: paczula, wetiwer, piżmo


DKNY Be Delicious Zielone jabłko, woda perfumowana ok.120zł/30ml


Zapach zostawiłam ostatnio u rodziny i mam nadzieję, że mi nie wypsikają:-p, dlatego muszę posiłkować się zdjęciem z Internetu. Soczysty, trwały, z początku bardzo świeży, ale po czasie robi się nieco cięższy, co jednak nie ujmuje mu nic z wyjątkowości :-)

Nuty: 
głowy: ogórek, grapefruit,  magnolia
serca: jabłko, tuberosa, biała konwalia, róża, fiołek
bazy: drzewo sandałowe, bialy amber

Z chęcią wypróbowałabym inne z tej serii, ale cena póki co jest barierą nie do przejścia (Mikołaju, słyszysz mnie?)



Uwielbiam je wszystkie, są idealne na ciepłe dni. Odświeżające, pyszne i kolorowe - jak na owoce i kwiaty przystało :-)



Na pewno macie swoich faworytów w tej dziedzinie, podzielcie się nimi!



Do przeczytania,

Stref.


17 kwietnia 2013

Do kogo los się uśmiechnął? Zapraszam na wyniki rozdania :-)


Witajcie,

Wiem, że nikogo wstępy nie interesują, ale muszę swoje poględzić :-P

Czas na rozstrzygnięcie rozdania - zgłoszeń poprawnych było łącznie 56, z czego 37 na zestaw 1 i 19 na zestaw 2. Czyli wniosek taki, że była duża szansa w losowaniu!

Z chęcią czytałam Wasze męskie typy w zgłoszeniach, czekałam czy pojawi się mój, ale go nie było, więc zdradzę Wam teraz:

Ołłł jeeea :D   Uwielbiam!



A na tym nie koniec podniet, bo zaprezentuję Wam jeszcze typy wygranych dziś Pań, choć jeden z nich jest powiedzmy, że bliżej niezdefiniowany :-)



Nie przedłużając jednak nagrody wędrują dooooooo.......


Zestaw 1:



Zestaw 2:
 


Mysza, Donia - garatuluję, niedługo wyślę Wam maila i proszę o odpowiedź.


Wszystkim bardzo serdecznie dziękuję za udział. Liczę, że choć część z Was zagości u mnie na dłużej, a i ja z chęcią w wolnym czasie pozaglądam w zostawione przez Was linki.

A teraz typy Zwycięskich Dziewczyn (mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko publikacji, w końcu miało to być urozmaicenie zabawy):





Do drugiego zdjęcia dodam dla wyjaśnienia, że nie chodzi o Karola S. :-p



Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję i gratuluję!



Do przeczytania,

Stref.







12 kwietnia 2013

Przypomnienie o rozdaniu i mini niespodzianka na dorzutkę :-)

Kochani,

Przypominam, że do 16 kwietnia do północy możecie zgłaszać się do udziału w moim rozdaniu! Zachęcam, bo szanse są spore, zwłaszcza, że do wylosowania dwa zestawy :-)
Cieszę się, że mimo skromnych nagród są chętni i bardzo za to dziękuję! W nagrodę dorzucę do każdego zestawu mini-niespodziankę, mam nadzieję, że będzie Wam przydatna i że się spodoba.
Jeśli znajdzie się ktoś jeszcze, kto chciałby spróbować szczęścia, to zgłoszenia można zostawiać POD TYM POSTEM. Tam oczywiście zasady i zdjęcia nagród :-)





Brak czasu, brak czasu, brak czasu... Też tak macie? Ja już mam dość, ledwo znalazłam chwilę, żeby usiąść przed komputerem. Czekam z utęsknieniem na majówkę!

Pozdrawiam i zachęcam do udziału  raz jeszcze,


Do przeczytania,

Stref.


08 kwietnia 2013

Filtry do twarzy - czyli o tym, jak twarz potrafi świecić (ale i nie świecić) na przekór leniwemu słońcu :-) Dermedic Sunbrella, znana Soraya i nowy, suchy Antek!


Witajcie ponownie,

Pogoda może jeszcze nie dopisuje, ale jesteśmy blisko spełnienia wszelkich nadziei, bo i słońce wylazło dziś gdzieś między wiatrem, a deszczem.

Post powinien przydać się fankom bladej skóry, korzystającym z uroków i nie-uroków kwasowania oraz po prostu tym, którzy chcą chronić skórę przed niekorzystnym wpływem promieniowania.

Opiszę filtry w pigule - będą najważniejsze spostrzeżenia dotyczące "praktyki stosowania" (nie chcę się wgłębiać w typy filtrów, nie czuję się na siłach, a poza tym na pewno już gdzieś takie posty istnieją), a kwestię ostatecznej oceny pozostawiam Waszym buziom :-)

No to jedziemy!


Zacznijmy od najstarszego kremu - Soraya UVB 30/UVA 18

Filtr typowo do twarzy, o lekkiej, jak na ten typ kremu, konsystencji. Wchłania się nawet nieźle, choć najlepiej oczywiście kładziony cieńszą warstwą. Chroni kiepsko - na lato się moim zdaniem nie nadaje (próbowałam, skóra się opaliła mimo stosowania), ale na taką porę jak teraz lub zimę jak najbardziej. Nie miałam uczucia oblepionej twarzy po użyciu, nie zbiera się na linii włosów, nie bieli, nie smuży. Zapycha po jakimś czasie, ale nie tak, jak to najgorsze zapychacze potrafią.



Skład:
aqua, ethylhexyl methoxycinnamate, diethylamino hydroxybenzol hexyl benzoate, ethylhexyl stearate,cocoglycerides, decyl oleate, cyclopentasiloxane, cetyl alcohol, glyceryl stearate, potasssium cetyl phosophate, ethylhexyl triazone, glycol propylene, caprylic/capric trigliceryde, laminaria ochroleuca extract, pyrus malus (apple) fruit extract, tocopherol, hydrolyzed algin, chlorella vulgaris, maris aqua, panthenol, disodium EDTA, allantoin, dimethicone, tetrahydroxypropyl ethylenediamine, carbomer, methylparaben, propylparaben, DMDM hydantoin, parfum, alpha-isomethylionone, benzyl alcohol, benzyl salicylate, butyphenyl methylpropional (lilial) citral, citronellol, geraniol, hexyl cinnamal, hydroxyisohexyl 3-cyclohexene carboxaldehyde (lyral), isoeugenol, limonene, linalool 

Plus za ekstrakt z alg, ze skórki jabłka, d-panthenol i alantoinę.


Cena: 11-13zł /50ml


Mam też wersję balsamową spf 50+ - nie doczekała się zdjęć, ale mogę powiedzieć, że konsystencja jest bardziej treściwa, nieco bieli, ale efekt ten szybko znika. Chroni lepiej, ale bez rewelacji, bo dekolt i tak złapał kolorek.


Dermedic Sunbrella - wersja dla skóry suchej i normalnej oraz tłustej i mieszanej.

Oba chronią dobrze, dobrze się rozsmarowują, ale konsystencja nie jest już tak lekka, jak Sorayi. Bielenie jest zaraz po rozsmarowaniu, ale po chwili (krótszej lub dłuższej, w zależności ile nałożymy) zmienia się to po prostu w błysk. Niestety :-/  Wersja dla mieszanych jest nieco bardziej lepka i jakby gęstsza, niż dla sucharków, ale ogólnie nie widzę większej różnicy w działaniu. Zbierają się na linii włosów, a w połączeniu z makijażem dają po jakichś 1-2 godz. niezłe ciasto. Wersja dla tłustych/mieszanych cer ma jednak coś, co nie wiem czy jest moim zwidem, czy rzeczywiście tak działa - nie powoduje przetłuszczania skóry samego w sobie. Skóra jest jakby lepka, ale nie przetłuszcza się pod filtrem. Mam po prostu wrażenie, że ten błysk, to jedynie "zasługa" konsystencji kremu, a nie mojej skóry. Chociaż zaznaczam, nie wiem jak to opisać i czy to aby nie moje urojenia :-)
Uwaga - zapychają oba okrutnie... Mam wysyp grudek i wągrów, jeśli używam ich kilka dni pod rząd.


Skład wersja do suchej/normalnej:



Skład wersja do tłustej/mieszanej - nie mam już opakowania i  nie mogę znaleźć, ale na pewno ma w sobie:
Kompleks filtrów UVA i UVB, Advanced Protection System, Extractum Rosmarini L, Tussilago Farfara L, Glicerynę, Alantoinę



Cena: 25-27zł/50ml


Na koniec nowość, która wpadła mi w ręce:

LRP Anthelios XL żel-krem suchy w dotyku UVB 50+/UVA 31

Mogę śmiało powiedzieć, że jest to odkrycie. Naprawdę ten filtr jest suchy! Konsystencja jest dość lejąca, rozsmarowuje się dobrze, o ile robimy to szybko. Niestety trzeba się spieszyć, bo szybko się wchłania i zasycha tworząc smugi i grudki, które ciężko później rozsmarować. Zbiera się na brwiach i na linii włosów, ciężko nałożyć na niego mój BB, ale jeśli już się uda, to nie ma ciasta :-) Skóra jest zmatowiona kilka godzin, w ogóle się nie świeci, a jak się jej dotknie, to czuć pod palcami gładką, ale całkiem suchą powłoczkę. Niestety zapach przypomina mi jakieś tworzywo sztuczne, nie wiem jak to określić... Czy chroni dobrze, to okaże się latem, ale zapowiada się nieźle. Nie bieli i gdyby nie to, że mam pełno przebarwień, to wcale nie próbowałabym nakładać na niego żadnego koloru. Myślę, że dla cer bez większych problemów będzie bliski ideału.




Zdjęcia robione jedno po drugim, to samo światło. Widać już, że nie błyszczy nic a nic! Nie zauważyłam zapychania.

Swój kupiłam w zestawie z wodą termalną (gratis) za 68zł/50ml



Wszystkie powyższe kremy podrażniają moje oczy, po jakimś czasie zachodzą mgłą, łzawią, robią się czerwone, a staram się omijać okolice oczu jak mogę...



Jestem ciekawa jakie macie doświadczenia z podobnymi kremami.
Znacie powyższe?



Do przeczytania,

Stref.

05 kwietnia 2013

Sylveco c.d. - balsam brzozowy z betuliną

Witajcie,



Pora na kolejną, zapowiedzianą w poprzednim poście, recenzję balsamu brzozowego od Sylveco.

Jeśli czytałyście mnie parę dni wcześniej, to wiecie, że lekki krem brzozowy i łagodzący krem pod oczy się u mnie sprawdziły. Balsam jest trzecim kosmetykiem, na który bardzo liczyłam, ale odczucia mam szczerze mówiąc mieszane…

Moja skóra jest sucha, czy raczej odwodniona. Woda w moim regionie jest bylejaka, strasznie twarda, a to także nie pomaga w utrzymaniu jej w odpowiedniej kondycji. Dołóżmy do tego lenistwo w smarowaniu się balsamami i efekt suchara murowany!

Tu jednak się zaparłam i obiecałam sobie, że będę systematyczna w nakładaniu. I byłam na tyle, że zaskoczyło mnie dno. Myślałam „a, spoko, masz jeszcze czas, zrobisz zdjęcia później”, no i wyszło jak wyszło – przepraszam, będzie zatem tylko zdjęcie opakowania, bo najzwyczajniej w świecie zagapiłam się ze zrobieniem fotek.




Moim zdaniem balsam jest po prostu niewydajny. Ale z drugiej strony jak może być wydajny, skoro jest go tylko 150ml. Mało!
Naprawdę, starczył mi na niewiele zastosowań… I zaznaczam, że nie dawałam jednorazowo nie wiadomo ile pełnych pompek. 

Opakowanie jest air-less i o ile je lubię w produktach mniejszej pojemności, to tu wydawało mi się niepraktyczne. Ale to może tylko moja fanaberia, myślę, że wiele osób uzna to właśnie za plus, choć ja w smarowidłach do ciała przyzwyczaiłam się po prostu do zakręcanych słoików.

Konsystencja nie jest ani rzadka, ani bardzo gęsta. Rozsmarowuje się dość dobrze, ale z wchłanianiem jest już gorzej, zwłaszcza jeśli nałożymy na daną partię ciała więcej balsamu.  Skóra też nie jest jakoś wybitnie gładka ani specjalnie nawilżona. 

Ogólnie producent na swojej stronie pisze tak:

Skóra sucha, wrażliwa, szorstka i łuszcząca się wymaga długotrwałego nawilżenia i natłuszczenia. Olej z pestek winogron, wiodący składnik balsamu brzozowego, przywróci uczucie elastycznej, miękkiej, gładkiej i zdrowej skóry, a betulina zmniejszy uczucie swędzenia.

Balsam brzozowy z betuliną
powstał na bazie naturalnego oleju z pestek winogron, bogatego w flawonoidy i antyutleniacze, które wspomagają regenerację, a przede wszystkim znacznie opóźniają efekty starzenia się skóry. Balsam nie zawiera kompozycji zapachowych - jest hypoalergiczny, nadaje się do każdego rodzaju skóry, szczególnie wrażliwej i skłonnej do uczuleń. Główne substancje aktywne - betulina i kwas betulinowy, uzyskiwane z kory brzozy, łagodzą wszelkie podrażnienia i pobudzają komórki do odnowy. Ekstrakt z aloesu przywraca skórze właściwy poziom nawilżenia, natomiast dodatek witaminy E zabezpiecza ją przed negatywnym wpływem środowiska.
  • optymalnie natłuszcza, odżywia i wygładza
  • zapewnia długotrwałe uczucie nawilżenia
  • odbudowuje i wzmacnia barierę hydrolipidową
  • hamuje procesy starzenia się skóry przedłużając jej zdrowy, młody wygląd
  • poprawia kondycję skóry, ujędrnia ją i uelastycznia
  • likwiduje uczucie swędzenia i ściągnięcia
  • łatwo się rozprowadza i wchłania nie pozostawiając tłustej powierzchni

Skład:


Oczywiście jest hipoalergiczny i bezzapachowy.

Moim zdaniem balsam nadaje się do smarowania na noc, właśnie przez to niewchłanianie do końca. Zostawia taką ochronną warstewkę,  a nie wszyscy lubią to uczucie na skórze.

O ile w kwestii nawilżania, na które tak bardzo liczyłam, oraz innych podanych wyżej się nie sprawdził, to udało mu się coś, o czym nawet nie pomyślałam, kiedy zaczynałam go stosować

Otóż jak już wspominałam w tym poście, mam problem z wrastającymi włoskami po depilacji. Przez to tworzą się nieraz stany zapalne i zostają nieestetyczne przebarwienia, a tu co? Balsam brzozowy znacznie złagodził zaczerwienienia i krostki, a do tego w trakcie, gdy go stosowałam, nie pojawiały się żadne nowe! Niestety, szybko się skończył, a problem powrócił. Nie jest to jednak wystarczający powód żebym chciała go mieć z powrotem. 
Cena jest wysoka jak na taką pojemność (34,28zł), a i bilans za i przeciw powoduje, że nie będę za nim tęsknić.   

W każdym razie czar Sylveco nie pryska, wierzę w nich dalej i będę próbować innych produktów :-)


Miałyście do czynienia z tym balsamem?


P.S. Kolejny post będzie filtrowy, może przywołam słońce:-) Zainteresowane osoby zapraszam następnym razem, a tymczasem
do przeczytania,

Stref.

02 kwietnia 2013

Powrót z Sylveco, czyli parę słów o kremie pod oczy




Witajcie,

Oooj trochę mnie nie było! Ale tak to jest, jak święta mają charakter „wyjazdowy”. Rozbawiło mnie to, ile śnieżnych bałwano-zająców stoi przy drogach :-) I nawet biedne boćki widziałam…

W każdym razie bogatsza o zbędne, ale jakże kochane kalorie, wracam z recenzją, która miała być już dawno, a jednak nie mogłam się do niej zabrać.

Mowa będzie o kosmetykach Sylveco. Na pewno część z Was spotkała się już z opiniami na temat produktów tej firmy. Pisałam i ja, chyba jako jedna z nielicznych wtedy, gdy jeszcze te specyfiki nie były tak popularne. Ładny kawałek czasu minął więc jeśli ktoś jeszcze chciałby poznać moją opinię na temat lekkiego kremu brzozowego, to zapraszam tutaj.

W tej i kolejnej notce na warsztat pójdą krem pod oczy i balsam brzozowy z betuliną. Miało być za jednym razem, ale już i tak post jest długi…

Zacznę od kremu, bo to po prostu coś, co sprawdziło się w 100% i naprawdę stało się moim ulubieńcem.  Niby miałam już krem pod oczy, który lubiłam (recenzja). Ale znalazłam dużo lepszy! Swoją drogą ciekawi mnie zawsze, ile jeszcze takich lepszych produktów w różnych dziedzinach uda mi się znaleźć :-)

Krem jest niesamowicie wydajny. Zaczęłam go używać od 1 grudnia, czyli widzicie, że jest nieźle. 
O ile niektóre kremy mi się nudzą i mam dość używania ich przez tak długi czas, to tego wręcz nie chcę wykończyć, a dno groźnie się zbliża. 

Buteleczka jest nieprzeźroczysta (typ air-less – dlaczego nie wszyscy tak kremy pakują?), ale przykładając ją do szyby albo pod żarówkę widać, ile jeszcze w  środku zostało. Do tego estetyczny kartonik, ulotka i bardzo ładna szata graficzna!



Konsystencja jest raczej rzadka, krem ślizga się po skórze, przez co jest fajny do masażu okolic oczu. Wchłania się elegancko pozostawiając skórę gładziutką, miękką i nawilżoną, ale przede wszystkim nielepiącą się. Naprawdę muszę przyznać, że nigdy nie miałam skóry wokół oczu w tak dobrym stanie i żałuję, że reszta twarzy taka nie jest :-) 



W składzie same dobrodziejstwa, zresztą same popatrzcie, co można tam znaleźć:

ekstrakty z chabra, świetlika, kory brzozy (czyli słynna betulina), masło shea, olej arganowy, skwalan, olej sojowy, olej z pestek winogron i witamina E – no i powiedzcie, czyż nie brzmi kusząco?



Krem z założenia jest łagodzącyma łagodzić podrażnienia, redukować obrzęki i cienie oraz nadawać sprężystość delikatnej skórze. I to ostatnie na pewno robi, a co do pozostałych, to nie wiem, gdyż z cieniami i podrażnieniami raczej nie mam doświadczenia. Obrzęki zdarzają mi się rano, ale mijają same z siebie i nie umiem określić, czy ten krem jakoś ten proces przyspiesza. W dodatku mam wrażliwe oczy, ale na szczęście krem jest delikatny i nie ma zapachu.



W każdym razie myślę, że do niego wrócę - za taki efekt nawilżenia i wygładzenia należy mu się powrót na pewno! Teraz czeka kremik rosyjski – powiedzmy, że był to eksperymentalny skok w bok, żeby sprawdzić, czy po odstawieniu Sylveco skóra wokół oczu pozostanie nadal w tak dobrym stanie, czy też z czasem się pogorszy. Tak czy siak, przestawiam się z naturalnego na naturalne i mam nadzieję, że nie wyjdę na tym stratna :-)

Polecam naprawdę, warto wypróbować! Cena producenta to 24,92zł za 30ml więc korzystnie jak za taką jakość i wydajność. 

Znacie? Macie jakiś inny, dobry składowo hit pod oczy?


P.S. Dziękuję, że odwiedzaliście mnie, mimo dłuższej nieobecności :-) Wezmę się niedługo za nadrabianie Waszych notek, ale boję się, że dnia mi nie starczy!



Do przeczytania,

Stref.